czwartek, 17 listopada 2016

farewell...


Gdy odbiliśmy się już od pasa startowego, przez małe okienko patrzyłam, jak samoloty ustawione na płycie lotniska maleją do rozmiarów zabawek. Angielska ziemia, w miarę oddalania się, zmieniała się w kolorowy patchwork łąk, pól i osiedli. Poprzecinanych wstęgami rzek.


Gdy przekraczaliśmy granicę lądu i morza, pomyślałam sobie, sama nie wiem dlaczego,  o Conradzie.

A później już tylko morze chmur. Lubię te podniebne pejzaże.







1 komentarz:

  1. To trzecie zdjęcie od końca - mistrzostwo! Jakby własna historia, własne dzieje ponad kopułą ziemi.

    OdpowiedzUsuń