Po lunchu w nadmorskim Broadstairs moja znajoma zabrała mnie do oddalonego o kilkanaście mil historycznego miasteczka Sandwich. Choć oddalone o kilka metrów od morza, przez wieki było ważnym miastem portowym dzięki kanałowi, który oddzielał Wyspę Thanet od lądu stałego. Pełne zabytków takich jak dwa kościoły z XII wieku i XVI-wieczny ratusz z jedną z najstarszych zachowanych sal sądowych w Anglii, oraz fragment słynnego aktu Magna Carta wydanego przez króla Jana Bez Ziemi. Dużo tu pieknych, urokliwych wąskich uliczek i małych domków, kamiennych murków i budynków, muru pruskiego oraz mnóstawa uroczych małych sklepików z różnościami, a także kafejek, pubów i restauracyjek. Jest tutaj też ulica szczycąca się byciem jedną z najkrótszych w Anglii - stąd jej nazwa Short Street - lub ulica bez nazwy, No Name Street, od której nazwę-brak-nazwy wzięła znajdująca się na rogu kafejka - No Name Cafe. ;) Sandwich to po prostu jedno z tych uroczych angielskich miasteczek, które naprawdę warto odwiedzić. Simply lovely.
"We will praise Him for all that is past, and trust Him for all that's to come."
poniedziałek, 27 listopada 2017
sobota, 25 listopada 2017
Broadstairs | Kent
Broadstairs to urocze nadmorskie miasto na południowo-wschodnim wybrzeżu Anglii, w najbardziej na wschód wysuniętej części hrabstwa Kent, zwanej Wyspą Thanet (Isle of Thanet), ponieważ dawniej ten skrawek ziemi oddzielony był o około 600 metrów od stałego lądu. Oddzielający je kanał zniknął, ale nazwa pozostała.
Usytuowane pomiędzy Margate a Ramsgate Broadstairs latem jest niezwykle popularny kurortem. Oddalone o zaledwie 80 mil od Londynu, z bardzo dobrym połączeniem kolejowym, staje się, przykładowo, celem całodniowych wycieczek szkolnych małych londyńczyków. Przez wielu uważane za najładniejszy z okolicznych kurortów, nazywany czasem "klejnotem w koronie Thanet". Chociaż odwiedziłam je w zimny, listopadowy dzień, nawet w takiej aurze miało wiele uroku.
Nie muszę dodawać, że to znów moja ulubiona Kraina Białych Klifów. Ogromnie lubię tu wracać.
Prawdę mówiąc, gdyby ktoś chciał mi podarować Coastguard Cottage - usytuowany na wysokim, kredowym klifie, z pięknym widokiem na morze - nie oponowałabym. Wprost przeciwnie!
Broadstairs to miasto Dickensa. Pisarz często tutaj bywał - i tworzył. To tutaj właśnie napisał Davida Copperfielda, "pożyczając" do swojej powieści jedną z mieszkanek nadmorskiego miasta i jej dom - pierwowzorem postaci i domostwa Betsey Trotwood była bowiem Miss Mary Pearson Strong z Broadstairs. Dziś w jej domu mieści się Muzeum Karola Dickensa.
Zajrzałam do jednego antykwariatu. Sympatyczny antykwariusz, siedzący za antycznym biureczkiem w wąskim pomieszczeniu wypełnionym gablotkami z najrozmaitszymi skarbami, pokierował mnie do kolejnych pomieszczeń "wystawowych", do których szło się przez ogórd. Nikt za mną nie podążał, nikt nie pilnował. Z wyjątkiem szarego kota. Mogłam podziwiać sobie te wszystkie piękne przedmioty w spokoju i samotności.
Ten zaułek wydał mi się taki dickensowski. Niczym kadr z filmu. Aż dziw, że po chwili nie podjechała tam dorożka zaprzężona w czarnego konia i nie wysiadł z niej jakiś jegomość ubrany w długi czarny płaszcz, z cylindrem na głowie i laseczką w dłoni, i nie skierował się do czarny drzwi, nie wyciągnął ręki, by zastukać mosiężną kołatką...
Nad Milton House latały dwie zielone papugi. Prawodpodobnie uciekły przez dziurę w siatce osłaniającej jeden z balkonów. A może to nie była ucieczka tylko codzienna podniebna przechadzka po mieście?
Ogromnie zdumiała mnie, w pierwszej chwili, kartka przyklejona na drzwiach Costy informująca, że dla dobra ogółu wszyscy klienci podczas przebywania w lokalu muszą mieć na sobie koszulki i buty. What? Dress code w Coście? O tym, że w Ritzu obowiązuje to wiem, ale żeby w zwykłym coffee shop to jeszcze nie slyszałam... Dopiero po chwili dotarło do mnie znaczenie tego komunikatu. Lokal ten bowiem znajdował się rzut beretem od plaży, więc prawdopodobnie w sezonie letnim roznegliżowani plażowicze przybiegali tu po napoje i przekąski, co podowodowało estetyczny dyskomfort bardziej przyzwoicie przyodzianych klientów.
W tamten zimny listopadowy dzień turystów w Broadstairs prawie nie było, a i tak nikomu raczej nie przyszłoby do głowy paradować o tej porze roku bez koszulki czy butów. Raczej nie tutaj. Bo w Londynie... tam jednak wszystko jest możliwe. Nawet japonki w grudniu.
Ja zamiast w Coście, schroniłam się przed zimnem w klimatycznym pubie The Charles Dickens. Tam razem z moją znajomą, z którą miałam się właśnie w Broadstairs spotkać, zjadłyśmy lunch z pięknym widokiem na morze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)