Było przenikliwie zimno. W środku i z zewnątrz.
Ulice wypełniał wilgotny, ciężki mrok.
Tamtego wieczoru nie tylko na Brackiej padał deszcz.
Dochodząc do wylotu Siennej, nagle drgnęła za sprawą usłyszanego niespodziewanie dźwięku. Dźwięków... Poprzez ciemną przestrzeń pogrążonego w mroku Rynku płynęły dźwięki fortepianowej muzyki. Granej na żywo - od razu słychać było, że nie jest to muzyka reprodukowana.
- Kto gra na Rynku o tej porze i w taką pogodę? - pomyślała zdumiona
Jednak dość szybko zlokalizowała źródło muzyki. Przepiękna melodia płynęła od strony jasno oświetlonych okien na parterze Sukiennic. No tak, to u Noworolskiego pianista grając umila czas gościom. Wiedziała, że w tej słynnej kawiarni w cenie zamówienia klienci otrzymują również muzykę na żywo. Nigdy tam jednak jeszcze nie była, bo - jak słyszała - cennik raczej nie jest przyjazny studenckiemu budżetowi.
Muzyka zdawała się przyciągać. Zmarznięte ciało marzyło o gorącym napoju. Na rozgrzanie. Choćby na chwilkę wejść do ciepłego wnętrza i zanurzyć się w tej przepięknej melodii... Zanim się zorientowała, już zmierzała w stronę kawiarni, w myślach dokonując szybkich kalkulacji. Szczęśliwie przypomniała sobie, że przecież w torebce ma świeżo zarobione pieniądze. Chwilę później popychała ciężkie drzwi.
Przeszła przez jedną ze stylowo urządzonych sal nie rozglądając się za wolnym miejscem. Szła tam, skąd coraz głośniej płynęły magiczne dźwięki. Tam też znalazła idealne miejsce - między fortepianem, a oknem z widokiem na kościół Mariacki i pomnik Adaśka.
Nagle zrobiło się tak dobrze... Pomyślała, nie odkrywając co prawda Ameryki, że w muzyce jest coś boskiego... jakiś cień nieskończoności, nieuchwytnego piękna... Wcale nie dziwi, że w opisach Nieba w Objawieniu wg św.Jana tak wiele razy wspomniane jest o muzyce.. Jak to cudownie, że Stwórca podarował ludziom zdolności jej tworzenia.
Gorąca czekolada - która okazała się prawdziwą, przepyszną gorącą czekoladą, a nie zwykłym kakao czy budyniem - powoli rozgrzewała ciało. Muzyka koiła duszę, lektura pobudzała ducha i intelekt... Było tak pięknie.
Jednym z ostatnich utworów, których wysłuchała nim z żalem opuściła klimatyczne wnętrze kawiarni, był ten...
(Oczywiście była to wersja instrumentalna,
ale głos Louisa Armstronga i jego niezwykłą mimikę
miała w głowie ;))
O my Lord, what a wonderful world...
Pięknie opisane! :) Poczułam się jakbym tam była :) I to zdanie jest świetne: "Jak to cudownie, że Stwórca podarował ludziom zdolności jej (muzyki) tworzenia."!
OdpowiedzUsuńDziękuję! :) choć i tak nie udało się oddać słowami całej magii tamtego wieczoru...
Usuń