Zbierając rano siły i mobilizując osłabiony organizm do wstania, chciałam się jakoś pocieszyć, powiedzieć samej sobie: Nie martw się, dzień szybko minie i z powrotem w domu będziesz już za... dwanaście godzin. Nie zabrzmiało jak pocieszenie, niestety. Zapowiadał się długi, męczący dzień.
O każdym, nawet najdłuższymi i męczącym dniu można jednak powiedzieć coś dobrego. Na przykład to, że każdy w końcu się kończy ;) Tak więc wreszcie po dwunastu godzinach, trzech paczkach chusteczek i kilkudziesięciu kichnięciach, z głową ciężką i bolącą (ale do tego zdążyłam się już od niedzieli przyzwyczaić) wróciłam do domu. Z tą przyjemną perspektywą przed sobą wieczoru spędzonego na pracy, bo zbliżający się deadline powoli zaczyna straszyć.
Aby zregenerować nieco siły, zaparzam herbatę, włączam ten utwór - którego melodia i piękne słowa towarzyszą mi od kilku dni - i... nie potrafię się nie uśmiechać.
To poczucie szczęścia.
Pomimo wszystko.
A psik!...
Wszystkie te kawałki
Roztrzaskane i rozrzucone
Przez łaskę zebrane
Naprawione i scalone
Z pustymi rękami
Lecz nie opuszczony
Zostałem uwolniony
Cudowna łaska
Jak słodko to brzmi
Zbawiła grzesznika takiego jak ja
Byłem zgubiony
Lecz teraz już odnaleziony
Byłem ślepy, lecz teraz widzę
O, teraz mogę to zobaczyć
O, teraz mogę zobaczyć tę miłość w Twoich oczach
Ofiarowującą samą siebie
Podnoszącą do życia to, co złamane
Wziąłeś naszą porażkę
Wziąłeś naszą słabość
Umieściłeś swój skarb
W glinianych naczyniach
Więc weź me serce, Panie
Będę Twoim naczyniem
By świat mógł zobaczyć
Twoją miłość we mnie
Poskładane kawałki, odnalezione, uwolnione do życia.
Oczy, które kiedyś nie widziały, dziś z zachwytem wpatrujące się w tę Miłość.
Niezwykła, niezasłużona łaska.
You set Your treasure in jars of clay, so take this heart, Lord, I'll be Your vessel, the world to see Your love in me...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz