W podróży do Małej Moskwy zagłębiam się w
Imperium*
Na zewnątrz szarość gęstnieje, ciemnieje, zamienia się w mrok.
Choć jestem od tej ciemności oddzielona szklaną szybą,
prawie czuję ten straszny, mroźny powiew z dalekiej Północy..
A mimo wszystko nie mogę oderwać się od lektury.
Pociąg wjeżdża na ciemnawy dworzec, który z powodzeniem mógłby służyć za scenerię kryminału. Ludzie wysypują się na nierówno wybrukowany peron.
Jakiś starszy pan stoi wypatrując kogoś, kto, jak mniemam, za chwilę wysiądzie.
W jego oczach oczekiwanie i tęsknota, na ustach szeroki uśmiech.
Po chwili podchodzi do niego lekko przygarbiona, starsza pani. Lśniące białe włosy ma upięte wysoko w zgrabny kok.
Witają się, a później trzymając za ręce powoli idą w kierunku schodów, zatopieni w ożywionej rozmowie. Ile dni rozłąki muszą sobie opowiedzieć, nadrobić?
Gdyby tak miejsca mogły mówić i opowiedziałyby niektóre z ciekawszych historii, które się tam rozgrywały... dumała ostatnio moja przyjaciółka.
Ile byłoby właśnie takich historii, droga M.?
Bo smutne, szare dworce to nie tylko miejsca rozstań, ale również spotkań i powrotów.
Biała, okrutna Syberia zostaje daleko, głęboko schowana w torbie, a ja zaczynam wieczorny spacer ulicami Miasteczka (niemałego, co prawda, ale ten oświetlony rynek i kamieniczki kojarzą mi się raczej z
miasteczkiem niż miastem
...)
Zdumiewa mnie jak tu cicho. Stukot moich obcasów rozchodzi się echem po pustych uliczkach. Tak tu spokojnie i pięknie. Chłodne powietrze przyjemnie łaskocze policzki.
W końcu docieram do celu, popycham ciężkie, ogromne drzwi starej kamienicy...
O przyjaźni myślałam idąc tymi cichymi, ciemnymi uliczkami.
Rację miał Platon pisząc, że
dobry przyjaciel jest wielkim darem Nieba.
Pewna wspaniała, mądra kobieta, którą mam zaszczyt nazywać moją przyjaciółką, stwierdziła ostatnio, że
przyjaźń to nie wspólne tajemnice i sekrety, to po prostu możliwość pokazania drugiej osobie kim się jest: całkowicie, bez cenzury i "marketingowego" retuszu...
Angielska pisarka epoki wiktoriańskiej, wydająca pod pseudonimem George Eliot, podobną myśl wyraziła następującymi słowami:
Cóż to za nieopisana ulga, mieć poczucie bezpieczeństwa przy innej osobie, nie musieć ważyć myśli, ani mierzyć słów, lecz wylewać je wszystkie z siebie wiedząc, że wierna dłoń przyjmie je i zachowa…
I jeszcze wśród tych cytatów, mój ulubiony, autorstwa Alberta Camusa:
Nie idź za mną, bo nie umiem prowadzić.
Nie idź przede mną, bo mogę za Tobą nie nadążyć.
Idź po prostu obok mnie i bądź moim przyjacielem.
Myślę sobie, ile to już lat idziemy obok siebie.
I jak to możliwe, że przyjaźń to jedna dusza w dwóch (lub więcej!) ciałach,
skoro tak bardzo się różnimy.
Mijające lata dokonują zmian, ale to, co najważniejsze się nie zmienia.
Chociaż oglądając białą, koronkową sukienkę, wszystkie mamy świadomość,
że na horyzoncie naszej przyjaźni rysuje się pierwsza tak poważna zmiana.
Ale przecież zmiany są nieistotne, jeśli nie zmienia się istota rzeczy...**
***
Przyjaciel zawsze okazuje miłość,
rodzi się bratem w niedoli.
Przyp. Sal. 17:17
Rozmyślając tak sobie, dziękuję Bogu za moje przyjaciółki,
które są tak wspaniałym darem Nieba!
*Imperium, Ryszard Kapuściński
**Małgorzata Musierowicz