Dzień za dniem
sen za snem
pełnia i nów
i słońce znów...
noce i dni...
Pejzaż sentymentalny.
Między jedną książką a drugą.
Kubkiem kakao o poranku a szklanką kompotu porzeczkowego w południe.
Five o'clock tea w filiżance porcelanowej z Szarym Hrabią.
Między spacerem o zmierzchu a zakupami w mieście.
Muffinki cytrynowo-migdałowe w polewie karmelowej i sałatka warzywna - lato zamknięte w słoikach, by było jak znalazł na jesienne i zimowe dni.
Róże herbaciane w wazonie, bo przecież lat cicho w klepsydrach przesącza się piach...
Opalenizna o pół tonu ciemniejsza i korale w kolorze sierpniowego nieba.
Stonka na schodach, nie wiadomo czy amerykańska, bo nikt ją nie legitymował.
Między słońcem a burzą.
Wspomnieniem i oczekiwaniem.
Dni jak szare wróble, które wcale nie są szare, tylko brązowe i piękne.
Niezwykłość zwyczajnych dni.
Life is beautiful.
Lubię takie sentymentalne pejzaże...
Ja także, Achmedzie.
A ten jest tak wyjątkowy, że, doprawdy, szukać go można tylko z księżycem.*
*Autorka zdaje sobie sprawę, iż niniejszy wpis może być odrobinę niezrozumiały dla osób posiadających inną niż ona biografię tekstową, niemniej jednak pragnie pozostawić go w takiej właśnie formie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz