Gdy odbiliśmy się już od pasa startowego, przez małe okienko patrzyłam, jak samoloty ustawione na płycie lotniska maleją do rozmiarów zabawek. Angielska ziemia, w miarę oddalania się, zmieniała się w kolorowy patchwork łąk, pól i osiedli. Poprzecinanych wstęgami rzek.
Gdy przekraczaliśmy granicę lądu i morza, pomyślałam sobie, sama nie wiem dlaczego, o Conradzie.
A później już tylko morze chmur. Lubię te podniebne pejzaże.
To trzecie zdjęcie od końca - mistrzostwo! Jakby własna historia, własne dzieje ponad kopułą ziemi.
OdpowiedzUsuń