Zapraszam na dalszą część londyńskiej przechadzki. Mamy do wyboru różne środki lokomocji ... (Czyż on nie jest uroczy?)
Proponowałabym jednak zrobić użytek z własnych nóg - dla zdrowia, urody i kondycji, a przede wszystkim dlatego, że można na nich zawędrować w urocze zaułki, niedostępne dla transportu publicznego... Let's go, follow me! :)
Przechadzajmy się powoli, niespiesznie, rozglądając się uważnie na boki (i w górę!) i zachwycając się architekturą. Naprawdę jest czym!
Dajmy się poprowadzić labiryntowi uliczek i ulic, na których, bywa, rozgrywają się sceny jak z filmu...
Lubię wędrować uliczkami "mało turystycznymi", napotkanymi przypadkowo, odnajdywać miejsca, których próżno szukać w przewodnikach. Ale równie chętnie odwiedzam (nawet po raz kolejny) te znane z pocztówek.
How do you do, Admiral Nelson?
W którymś momencie, między zachwytem a oczarowaniem, wkrada się zmęczenie. Dobrze więc zrobić sobie chwilę przerwy, tym bardziej że zbliża się już pora na lunch. Wejdziemy?
A cup of tea, please!
A jutro zapraszam na ciąg dalszy: angielski lunch, przejażdżkę metrem (najstarszym na świecie!), spacer po parku i zawierane w nim znajomości oraz... świąteczne klimaty. Please feel invited.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz