W tym tygodniu Londyn znów się zachmurzył. Nie wiem, czy to mgła czy raczej smog? Pozostanę może przy wersji z mgłą... Wspomnieniami więc wracam do poprzedniego, słonecznego tygodnia.
Szłam tymi pięknymi londyńskimi ulicami i uśmiechałam się do nich, do mijanych ludzi. Do miasta, które jest już moje.
W słonecznym nastroju doszłam do Oxford Street i skierowałam się w stronę Hyde Parku. Tamtego dnia postanowiłam cieszyć się słońcem (zimnym jeszcze, styczniowym, ale jednak słońcem!) bliżej natury.
Ciągle zapominam kupić orzeszki dla wiewiórek. A naprawdę dobrze byłoby mieć zawsze kilka w torebce. Nigdy nie wiadomo, gdzie może pojawić się taka urocza kita.
Mając już za sobą spory odcinek drogi, a przed sobą widząc taką piękną w swej prostocie, kuszącą ławkę, zdecydowałam się na krótki przystanek...
...gotowa, jak zwykle, na taką ewentualność. :) Trudno mi wyjść gdzieś bez książki, bo nigdy nie wiadomo przecież, kiedy i gdzie może się trafić wolna chwila na czytanie. Tym bardziej, gdy opowieść wciągająca, termin biblioteczny goni, a czasu... jakoś wciąż niedostatek.
Nie posiedziałam jednak długo, pomimo słońca było po prostu zimno. W ocienionych alejkach liście pokryte były warstewką szronu. Poszłam więc dalej, po słońce, po ruch, po uśmiech.
W międzyczasie przeszłam z Hyde Parku do Kensington Gardens...
Na terenie Ogrodów Kensingtońskich znajduje się królewska rezydencja Kensington Palace. To tutaj 24 maja 1819 urodziła się hanowerska księżniczka Alexandrina Victoria, późniejsza królowa Wiktoria. Mieszkała tu aż do objęcia tronu. Obecnie jeden z tutejszych apartamentów należy do księcia Williama i księżnej Kate.
W pewnym momencie, po długim kluczeniu wśród uroczych parkowych alejek, zaczynam odczuwać zmęczenie. Ryzykuję więc wejście do tego niezwykłego labiryntu, który poprowadzi mnie do...
...lunchu ;)
W cieple, najedzona, przy herbacie i z lekturą spędziłam tam sporo czasu. A tymczasem na zewnątrz powoli zaczął zapadać złoty zmierzch...
Opuściłam więc park, by wśród nieznanych mi ulic dzielnicy Kensington poszukać stacji metra.
Po drodze staram się zawsze mieć oczy szeroko otwarte i chłonąć informacje, zapamiętywać. Teraz już wiem, do jakiego autobusu muszę wsiąść, by pojechać na koniec świata. :) A stamtąd można przecież... jeszcze dalej!
Poszukiwania uwieńczone zostały sukcesem i kolejna bardzo udana przechadzka dobiegła końca.
Piękne zdjęcia! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńJesteś niesamowita:-) Pozdrawiam serdecznie Ewa
OdpowiedzUsuńEwo, chyba nie wiem do końca, czym zasłużyłam sobie na taki komplement! ;) Dziękuję bardzo i pozdrawiam ciepło!
UsuńOoo, dziękuję, że pozwoliłaś swoim czytelnikom towarzyszyć Ci w tak uroczym spacerze! Piękne widoki! No i to powietrze, takie szkliste!
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej stronie! :)
Usuńżycie współmałżonków znanych osób czy wielkich postaci z Historii bywa bardzo ciekawe i inspirujące, w cieniu Prezydenta, Premiera, Wielkiego Bohatera żyje sobie jego druga połowa, często mniej znana. A propos Churchilla, słyszałam historię jego innej towarzyszki, żyjącej w jego cieniu....papugi :-) Jego papuga żyła jeszcze wiele lat po śmierci Churchilla i do końca swojego ptasiego życia krzyczała (skrzeczała?) "precz z Hitlerem"! jakoś nie dotarło do niej, że wojna sie skończyła.... Pozdrawiam Cię serdecznie, Olciu!!!
OdpowiedzUsuńO, o papudze nie słyszałam wcześniej. :) Może jeszcze pojawi się w książce - jestem dopiero na wybuchu drugiej wojny światowej.
OdpowiedzUsuńSłyszałam tylko o papudze Paderewskiego, ponoć gdy grał i był w złym humorze, papuga wyczuwała to i wołała "brawo mistrzu, wspaniale!". :)
Bardzo lubię czytać biografie w ogóle - w jakiś sposób uczą mnie dystansu, bo przecież kiedyś to wszystko będzie skończoną opowieścią, lepiej więc skupić się na tym, co najważniejsze i wieczne - a biografie współmałżonków "wielkich ludzi" w szczególności, bo tak często odgrywali oni kluczową rolę, chociaż nierzadko pozostają całkowicie w cieniu.